5. Uczeń kontra mistrz, część I
Pokój
Naruto był niewielki i wydawał się szary, pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych
kolorów. Za oknem ― ozdobionym zakurzoną
firanką, która wisiała już tam od przeszło trzech lat ― słońce wyłaniało się powoli zza horyzontu.
Naruto
obrócił się leniwie na prawy bok, cicho wzdychając i pod naporem promieni
słonecznych, uchylając ociężałe ze snu powieki. Pamiętał doskonale, że dzisiaj
ma tak zwane "sprawdzenie umiejętności", jak to ujęła Tsunade. Innymi
słowy pojedynek z Kakashim. Nie miał jednak ochoty wstawać, choć bardziej
szczerym byłoby, że nie miał na to siły. Uzumaki był więc aż pełen podziwu dla
samego siebie, gdy po pięciu minutach bezczynnego leżenia w końcu udało mu się to zrobić. Dawniej, gdy jeszcze udawał
kogoś kim nie był, pewnie by się cieszył jak głupi i skakał z radości, słysząc
tylko słowo "walka", ale teraz wszystko było inne. Zmieniła się jego
postawa i postanowienie. Jeszcze nie był
pewien, czy dobrze postępuje czy nie, ale podjął już decyzję. Nikt nie miał
prawa mówić mu inaczej, gdy po tylu latach w końcu postanowił zrobić coś dla
siebie, nie myśląc o dobru innych, ale o swoim. W końcu postanowił pokazać
innym swoje prawdziwe oblicze, ściągając przy tym maskę, którą był zmuszony
założyć dawno temu.
Co
prawda, każdy człowiek lubił zakładać maski, żeby udawać kogoś innego, ale nie on.
Był osobą o wielu twarzach, które można było wyliczać na palcach u rąk i wcale
tego nie lubił.
Błazen,
którego znali wszyscy, a którym tak naprawdę nie był.
Bezwzględny
morderca, którego widzieli tylko jego ofiary.
Przebiegły
lis, używający podstępu, by pokonać wroga.
Także
wiele, wiele innych, które widzieli tylko nieliczni. Teraz jednak nie nosił
żadnej maski. Nie potrzebował już jej. Ale czy innym się to spodoba? To już go
nie obchodziło. Spokój i powagę miał w swojej prawdziwej naturze. Szorstkość
jedynie wtedy, gdy był na misji i musiał działać nie jako Naruto, ale shinobi,
który za wszelką cenę miał wykonać powierzoną mu misję. Nawet jeśli tą ceną
miało być jego własne życie. Choć nie mógł zaprzeczyć, że jemu samemu czasami
się to podobało. Wszystko zależało jednak od sytuacji. Jakkolwiek by nie lubił
swoich masek, tak w każdej z nich było ziarnko jego osobowości. Na przykład z
błaznem, którego musiał udawać, łączyło go marzenie o byciu Hokage. Marzenie
takie samo jak mieli jego matka i ojciec. Reaktywacja drużyny siódmej też była
jednym z jego marzeń.
Czasami
pragnął wrócić do tamtych ‒ z pozoru ‒ beztroskich czasów, gdzie w skład drużyny wchodził jeszcze Sasuke. Już wtedy nic nie było łatwe i musiał ukrywać swoją
osobowość, ale to nie było tak, że te dni nie były radosne. Wręcz przeciwnie.
Tamte chwile spędzone w towarzystwie drużyny siódmej przyniosły mu wiele
szczęścia. Później dopiero wszystko jeszcze bardziej się pokomplikowało i teraz
Naruto nie był pewien czy wybaczył Sasuke jego odejście. O takich rzeczach tak
łatwo się nie zapomina. Pozostawało mu jedynie czekać i być cierpliwym do
momentu, w którym Sasuke sam postanowi wrócić. Nie wiedział jednak, że ten
dzień zbliża się wielkimi krokami.
Naruto
wysunął nogi spod kołdry, jedną przyciągając do klatki piersiowej i opierając
ją na brzegu łóżka, a drugą zsunął na podłogę. Tor swoich myśli przeniósł na
starszego brata Sasuke. Wspomnienia sprzed
pół roku cały czas go nawiedzały, nie dając o sobie zapomnieć. Itachi pojawił
się wtedy zupełnie znikąd, gdy Naruto został sam w środku lasu. Jiraya znikną,
by rozłożyć namioty, więc ten moment - nawet Naruto musiał przyznać - idealnie
nadawał się na odwiedziny. W końcu zawsze trzeba być ostrożnym i zachowywać
pozory, gdy mentor jest w pobliżu. Jiraya nie wiedział o jego wspólnej
przeszłości z byłym kapitanem ANBU i Naruto sam się zastanawiał dlaczego
trzymał to przed nim w tajemnicy. Może to był zwykły nawyk i robił to
automatycznie? Tamtego dnia Itachi złapał go w genjutsu i przekazał mu
wiadomość. Dzięki niemu Naruto udało się znaleźć pewną osobę i zemścić się na
niej. To nie był jednak jedyny cel jego wizyty. Aż do tej chwili Naruto nie
rozumiał do końca jego słów i tego wyrazu, jaki zagościł na jego twarzy.
Przywykł już dawno do oglądania tych chłodnych oczu i obojętnej miny, którą
przybrał starszy Uchiha. Pogodził się z tym, że jego przyjaciel zamknął się w
sobie i może już nigdy nie pokazać blondynowi swoich prawdziwych uczuć. Ale
wtedy... Naruto miał wrażenie, że Uchiha nie był sobą. Ból i udręka, które biły
z jego postawy, przywodziły na myśl człowieka palonego żywcem na stosie. To stanowczo nie było normalne, gdyż minęło
już sporo czasu od kiedy Itachi pokazał się Naruto od tej strony. Co się
zmieniło? Tego blondyn nie wiedział, ale postanowił za wszelką cenę się
dowiedzieć.
Blondyn westchnął cierpiętniczo od natłoku
myśli. Przez to powstawały tylko pytania, na które brakowało odpowiedzi. Od
tego wszystkiego wirowało mu w głowie i nie było to dobre dla jego zdrowia.
Ostry ból w klatce piersiowej, który starał się ignorować jak tylko potrafił
przez większą część swojego życia, sprawiał, że nie potrafił złapać oddechu, a
gardło paliło go żywym ogniem. Oh jakże pragnął ukrócić swoje cierpienie
najłatwiejszym ze sposobów, ale nie mógł. I tak wszystko dążyło ku jednemu,
więc po co to wszystko przyspieszać? Był teraz w stanie myśleć jedynie o tym,
jak bardzo nie cierpiał tych chwili słabości. Z bólu, który go w obecnej chwili
ogarnął, zgiął się w pół i zasłaniając dłonią usta, zaniósł się natarczywym
kaszlem. Biała pościel, którą ledwo co zmienił wieczorem przed spaniem,
splamiła się w niektórych miejscach na czerwono. Naruto westchnął w duchu z
irytacją na fakt, że znowu będzie musiał ją zmieniać. Nie tracąc ani chwili
dłużej, wstał pospiesznie i skierował się szybkim krokiem do łazienki. Spojrzał
krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Na pobladłą twarz, która zazwyczaj
odróżniała się od innych opalenizną. Na stróżkę krwi, cieknącą z kącika
posiniałych ust, a którą wytarł pośpiesznie wierzchem dłoni. Splunął do zlewu i
nie spuszczając wzroku z lustra odkręcił kran. Ochlapał twarz zimną wodą, umył
zęby i jeszcze raz przepłukał na koniec usta.
Gdy
po raz pierwszy tego dnia się odezwał, jego głos był zachrypnięty.
‒
Kyu
Nie
musiał zbyt długo czekać na odpowiedź demona, któremu najwidoczniej przerwał w
drzemce.
‒
Co jest mały? ‒ zapytał lis,
zaniepokojony.
‒
Wiem, że i tak już robisz co tylko może, ale czy mógłbyś coś poradzić na
dzisiejsze dolegliwości? Nie mogę przecież nigdzie pójść w takim stanie, a jak
sam wiesz, mam mieć dzisiaj walkę. ‒ Opadł bezsilnie na zimną posadzkę, gdy
tylko skończył mówić. Nie było takiej potrzeby, by mówił to wszystko na głos,
ale nawyki zawsze pozostaną niezmienne. Usłyszał po chwili ciche warknięcie z
głębi swojego umysłu, lecz nie był pewien czy to aby wyobraźnia nie płata mu
figle czy Kitsune faktycznie zawarczał.
Przekrzywił
głowę w bok i uniósł ze zdziwieniem brwi.
‒
Postaram się, a ty w tym czasie nałóż
coś na siebie. Jest zimno, a przeziębienie na pewno ci w niczym nie pomoże,
nawet z moją inicjatywą ‒ syknął wyraźnie zirytowany lis przez zaciśnięte
zęby, czego Uzumaki nie mógł widzieć, ale za to mógł sobie łatwo wyobrazić.
Zaśmiał się cicho.
‒
Nie wierzę, że dożyłem tego dnia ‒ mruknął do siebie. ‒ Czyżbyś się o mnie
martwił? ‒ spytał żartobliwie, chcąc ‒ jak zawsze ‒ podroczyć się z
przyjacielem. Lis warknął parę przekleństw, po czym umilkł. Kąciki ust Naruto zadrżały, by po chwili
widniał na nich delikatny uśmiech. Wiedział, że demon się o niego troszczy, ale
starał się to okazywać jak najrzadziej, jeśli w ogóle. ‒ Dziękuję, to naprawdę wiele
dla mnie znaczy ‒ powiedział niespodziewanie, co nawet jego samego zaskoczyło. Jakoś
czuł, że to odpowiednia chwila, by w końcu to powiedzieć. Lis prychnął jedynie w
odpowiedzi.
‒
Pospiesz
się. Nie masz zbyt wiele czasu ‒ ponaglił go jedynie.
‒
Tak, tak ‒ zacmokał. ‒ O to się już nie musisz martwić. Damy radę ‒ zaśmiał się cicho,
po czym ponownie zaniósł się kaszlem, wypluwając sporą ilość krwi na białe
kafelki, brudząc przy okazji całą umywalkę. ‒ Kyuu ‒ jęknął żałośnie.
‒ Tak, wiem.
♦
Mimo
tego, że dzień się dopiero zaczął, uliczki Konoha Gakure no Sato były już
zatłoczone przez zabieganych mieszkańców oraz shinobi, spieszących się na misje.
Każdy z nich miał swoje obowiązki i w pełni się im poświęcał, dając z siebie
wszystko. Jedną z tych uliczek szła różowo-włosa kunoichi, głęboko pogrążona w
myślach. Z tej zadumy ocknęła się dopiero, gdy omal się nie przewróciła,
wpadając na kogoś. Tylko dzięki swojej zwinności, którą nabyła po latach treningu,
udało jej się ustać na nogach.
‒ Kogo moje piękne oczy widzą? Sakura.
Wybierasz się gdzieś? ‒ Haruno,
słysząc znajomy głos, przeniosła spojrzenie na postać, stojącą przed nią. Jak
się okazało, osobą, na którą wpadła był nikt inny, jak Ino Yamanaka, patrząca
teraz na nią z ciekawością i doskonale widoczną irytacją.
‒
Witaj Ino ‒ przywitała
się z ciężki westchnieniem, którego nawet nie starała się ukryć. ‒ Wybieram się na
pole treningowe mojej drużyny.
‒ Na
pole treningowe? ‒ Zdziwienie
blondynki było wyraźnie odmalowane na jej twarzy. ‒ Ale po co? Przecież dzisiaj, o ile
dobrze pamiętam, miałaś nie mieć treningu.
‒ Dobrze
pamiętasz ‒ odparła
niecierpliwie. ‒ Jednak
uciekł ci jeden drobny szczegół... Naruto wrócił. A skoro wrócił Naruto, to
oznacza tylko jedno ‒ test.
Tsunade-sama chce sprawdzić jego umiejętności i zażyczyła sobie moją obecność,
choć naprawdę nie rozumiem na co jestem jej tam potrzebna.
Zrezygnowana,
popadała po raz kolejny w zadumę, ale ponownie do rzeczywistości przywrócił ją
głos przyjaciółki.
‒ W
takim wypadku, mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać to, że pójdę z tobą?
‒ Haruno
posłała jej zdziwione spojrzenie. ‒ No co? Myślałaś, że zostawię cię z nim
samą? Jeśli tak, to grubo się myliłaś. Zresztą... Muszę się przekonać na własne
oczy czy ten głąb naprawdę się zmienił, czy tylko udaje.
‒ Ino!
‒ syknęła
karcąco rozgniewana Sakura.
‒ No
już dobrze. Jejku. Nawet pożartować z tobą nie idzie ‒ blondynka
przewróciła teatralnie oczami, ruszając
przed siebie i zostawiając ją w tyle. To
nie był żart ‒ pomyślała
wzburzona Haruno nim za nią pobiegła.
♦
‒ Dobra Kyu, możesz zacząć działać ‒
poinformował
przyjaciela Naruto. Ubrany w stój treningowy oraz czarny płaszcz, którego
kaptur idealnie ukrywał jego postać przed ciekawskimi spojrzeniami, biegł teraz
jedną z alejek Konohy w stronę pola treningowego numer trzy. To właśnie tam
miała się odbyć jego walka z Kakashim i nie zamierzał kłamać, że to miejsce nie
przywołuje wcale wspomnień. Przywołuje i to za dużo.
‒ Tak jest, Naruto-sama ‒ rzucił z
sarkazmem demon.
‒ Nawet
nie próbuj mnie rozśmieszać. Nie chce przez to dostać kolejnego napadu kaszlu ‒
mruknął z
przygnębieniem Naruto. ‒ Za
chwilę dotrzemy na miejsce, więc postaraj się
pospieszyć i pilnuj by mój wygląd nie uległ zmianie. Nie uśmiecha mi się
ganiać po polu treningowym z rubinowymi oczami i wydłużonymi zębami, jak jakiś krwiopijca.
‒ Zrobię co w mojej mocy ‒ obiecał lis. ‒
O wygląd jednak martwić się nie musisz,
to akurat nie ulegnie zmianie ‒ zapewnił. ‒ I tak gorzej już wyglądać nie możesz.
‒ Bardzo,
psiakrew, śmieszne ‒ warknął
blondyn. ‒ Jesteśmy
na miejscu ‒ oznajmił
nagle, widząc przed sobą otwartą przestrzeń, a za nią gęsty las. Widzę, że wszyscy już są i o dziwo Kakashi
również, pomyślał zdziwiony.
‒ To coś nowego. Będziesz musiał zapisać to
w kalendarzu
‒ mruknął
złośliwie Kyuubi.
‒ Masz
rację i chyba tak też zrobię. ‒ Naruto parskną cichym śmiechem, którego
całe szczęście nikt nie słyszał. Nie miał zamiaru odpowiadać później na zbędne
pytania. Westchnął z rezygnacją. Dzisiaj był właśnie taki dzień, w którym na nic
nie miał siły. Nawet na walkę. Jak się okazało było dwie minuty przed czasem,
zdziwił go jednak widok Ino. Przecież
miała być tylko Sakura.
‒ W
końcu do nas dołączyłeś ‒ pierwsza odezwała się Godaime, witając go ciepłym
uśmiechem.
‒ Ciebie
też miło widzieć, Hime ‒ przywitał
się tak jak zwykł to kiedyś robić, gdy był jeszcze mały. Wszyscy zmarszczyli
brwi na to określenie, każdy z innego powodu. W końcu nie na co dzień można
było usłyszeć jak wita się w ten sposób z Piątą.
Niech się przyzwyczajają, pomyślał Hatake.
Czyżby w końcu postanowił wrócić? Z
tym pytaniem w myślach, podszedł spokojnie do swojego ucznia, kryjąc pod
granatową maską swój uśmiech. Nie zwracał w ogóle uwagi na swą uczennicę i
członkini drużyny dziesiątej, które w wyraźnym szoku stały jak wrośnięte w
ziemię. Poczochrał blondyna po włosach, na co ten się skrzywił.
‒ Wiesz
jak bardzo nie lubię, gdy to robisz - mruknął z wyrzutem.
‒ Wiem
i cieszę się, że w końcu postanowiłeś do nas wrócić, Naruto. ‒ Oboje wymienili
porozumiewawcze spojrzenia, które dostrzegła tylko Tsunade. Uzumaki uśmiechnął
się w odpowiedzi.
‒ Już
dawno zamierzałem to zrobić ‒ oznajmił spokojnie. ‒ I szczerze powiedziawszy postanowiłem
skończyć z udawaniem. Już nie mam ku temu powodu ‒ powiedział cicho.
Tak, by tylko ta dwójka go słyszała. ‒ Teraz proszę, wyjaśnij na czym będzie
polegać walka. Nie przyszliśmy tu przecież, żeby sobie pogawędzić. Od tego są
inne miejsca.
‒ Jak
zawsze bezpośredni. Nic się nie zmieniłeś pod tym względem. Zasady jednak
już znasz. ‒ Naruto posłał mu
zdziwione spojrzenie. ‒ Musisz...
‒ przerwał,
wyciągając coś brzęczącego z kieszenie. ‒ ...odebrać mi te dzwonki przed zachodem
słońca ‒ oznajmił,
czekając na jego reakcję. Naruto parsknął cicho śmiechem.
‒ Ty
za to nigdy się nie zmienisz, Kakashi ‒ powiedział, kręcąc z rozbawieniem
głową. ‒ Ale skoro taka wola twoja, to nie
pozostaje mi nic innego, jak ci je odebrać ‒ zaraz po tych słowach wszyscy
przeszli na środek pola, a Naruto udał się w głąb swojej duszy.
‒ Jak
ci idzie Kyu? ‒ zapytał,
stojąc po kolana w wodzie. Za złotymi kratami błysnęły czerwone ślepia demona.
‒ Nie musisz się niczego obawiać. Już
kończę. Za chwilę będziesz zdrów jak ryba ‒ Naruto, rozumiejąc aluzję,
odwrócił się plecami do lisa i odszedł. Arigato
Kyuu, pomyślał, gdy tylko spowrotem
ujrzał znajome twarze. Na przeciwko niego stał już Kakashi, czekający na
sygnał.
‒ Dobrze,
skoro jesteście gotowi... ‒ zaczęła Tsunade, odchodząc na większą
odległość. ‒ ...walkę uważam za rozpoczętą.
________________________________________________
Rozdział rozłożyłam na dwie części, jak tylko poprawię tą drugą, to dodam i za wszelkie błędy przepraszam. Jeśli ktoś jakieś zauważył, to niech śmiało pisze. Dziękuję również za cierpliwość tym, którzy wciąż czekają na nowe rozdziały :).
Rozdział 4
Rozdział 4